Ten serial obejrzeliśmy już jakiś czas temu. Nie wiemy czemu do tej pory nie opublikowaliśmy jego recenzji, ale z racji tego, że teraz większość czasu powinniśmy spędzać w domu, nadrabiamy ów zaległość, byście mieli co oglądać na wieczory spędzane we dwoje.
A właściwie na wieczór, gdyż „Bonding” to siedmioodcinkowy serial, każdy po około 15-20 minut. Po premierze, w sieci pojawiło się wiele skrajnych opinii na jego temat. Niektórzy byli nim zachwyceni, inni nie szczędzili niewybrednych komentarzy o tym, w jak krzywym zwierciadle przedstawia on świat BDSM.
Domina i jej asystent
W skrócie, żeby nie zdradzać szczegółów fabuły. Główną bohaterką jest Tiff, studentka psychologii, która po zdjęciu maski grzecznej uczennicy, przywdziewa inną – władczej dominy, pracującą pod pseudonimem Mistress May. Tiff postanawia wprowadzić w ten świat swojego przyjaciela z dawnych lat Pete`a, który miałby być jej ochroniarzem podczas spotkań z klientami. Pete, nieświadomy czym tak naprawdę zajmuje się przyjaciółka, przyjmuje jej propozycję. I tak zaczyna zgłębiać tematykę ludzkich fetyszy, często musząc przekraczając własne granice.
I ten aspekt wywołuje najwięcej kontrowersji, gdyż w relacji Tiff i Pete`a zabrakło szczerości. Chociaż między nimi jest tylko relacja przyjacielska, to i tutaj zaufanie powinno być podstawą. Nieważne czy to chodzi o BDSM, swing, czy spełnianie innych erotycznych fantazji – to wszystko powinno opierać się na świadomej seksualności oraz wiedzy na temat ryzyka, z jakimi niektóre zachowania się wiążą. Sama Mistress May również została potępiona przez pracownice branży seksualnej, które zarzucały jej totalny brak profesjonalizmu, brak zachowania zasad bezpieczeństwa i higieny oraz sztuczność w relacjach z klientami, oraz że jej „loch” bardziej przypomniał miejscówkę z Instagrama niż klimatyczny lokal do sesji bdsm-owej.
Bez spiny
Tyle słowem krytyki, ale… My podeszliśmy do tego serialu zupełnie na luzie, szukając w nim raczej rozrywki niż głębszych przemyśleń. Identyczna sytuacja była z filmem „Swingersi” – tutaj też nie spodziewaliśmy się niczego górnolotnego (PRZECZYTAJ). „Bonding” nie jest dokumentem o świecie wiązań, uległości i dominacji, lecz jego swobodną interpretacją. Dostarczył nam śmiechu i zabawy, czyli z naszego punktu widzenia – spełnił swoją funkcję. Nie szukaliśmy w nim na siłę drugiego dna, bo czasami nie warto poddawać głębszej analizie, czegoś co ma być po prostu lekkie i nieco komiczne.
Zatem, jeśli poszukujecie serialowych inspiracji – obejrzyjcie sobie „Bonding” i wyróbcie sobie o nim własne zdanie. Podsumowując – nam się podobał i z chęcią obejrzymy drugi sezon, jak już będzie dostępny na Netflixie.
Tekst: Luiza