Site Loader

Mądrzy ludzie powiadają, że dopóki siebie nie pokochasz, to inni też cię nie pokochają. Tylko ta miłość do samej/samego siebie jest jedną z najtrudniejszych. Czy jest jakiś sprawdzony sposób na samoakceptację? Przedstawiamy Wam list od naszej czytelniczki, której wewnętrzne ograniczenia utrudniają zrobienie kolejnego kroku w drodze do seksualnego wyzwolenia.

Cześć,

piszę przede wszystkim do Luizy – przepraszam za pominięcie drugiej części tandemu, ale pytanie dotyczy typowych kobiecych rozterek. Nie mam z kim o tym porozmawiać, oczywiście prócz mojego Partnera, ale on jest nieco… mało obiektywny 🙂

Czytałam Twój tekst dotyczący atrakcyjności i tego czego nie należy sobie wmawiać idąc na spotkanie z inną parą lub do klubu. Większość kwestii – czy na pewno się nie zakocha, czy ja nie okażę się mniej atrakcyjna, czy seks nie straci uroku, itd. – już dawno przerobiłam, choć to mój Parter dostawał wtedy zielone światło na własne przygody, ja jakoś nie potrzebowałam, a może się bałam sama spróbować. W sumie, to chyba bardziej to drugie. Teraz jestem na etapie pozbywania się błędnych przekonań na swój temat  – głównie wyglądu – które bardzo głęboko wryły się w moją tożsamość w okresie nastoletnim. Poradziłam sobie z wieloma kwestiami sama, ze swoim partnerem i jeszcze na kilka innych sposobów, m.in. sama się z kimś umawiając. Moim ostatnim zmartwieniem jest to jak wyglądam. Jestem dziewczyną o krągłych kształtach, która też swoje waży i choć walczy o lepsze zdrowie (mam problemy z tarczycą i insulinoopornością, a do tego astmę, która uniemożliwia mi uprawianie większości sportów w takim zakresie w jakim bym chciała) oraz względną atrakcyjność fizyczną, to jest jeszcze daleka od tego, co chciałaby osiągnąć. W związku z tym obawiam się tego, że pomimo posiadania sporego poczucia atrakcyjności w obecności mojego Partnera lub innych, znanych mi osób, będę czuła, że mocno odstaję od innych kobiet w klubie. Zresztą mój partner też nie jest typem wysportowanego faceta, ale nie ma z tym żadnego, nawet najmniejszego problemu. Zastanawiam się czy moje wyobrażenie tego, kto przychodzi do klubu (raczej dobrze wyglądające pary) pokrywa się z rzeczywistością, czy może jednak w klubach panuje duża różnorodność i nie mam się czym przejmować 😉 

Będę wdzięczna za odpowiedź.

A.

***

Cześć,

O samoakceptacji została napisana już niejedna książka i powstało wiele artykułów, ale… teoria teorią, a praktyka praktyką. Życie nie opiera się na motywacyjnych dygresjach publikowanych na coachingowych portalach. One pięknie wyglądają zawieszone na ścianie czy jako obrazek w ramce, ale niekoniecznie budują wewnętrzną siłę, którą można zdobyć tylko mierząc się z nowymi wyzwaniami.

Doskonale Cię rozumiem, bo sama jako nastolatka miałam wiele nieprzyjemnych przeżyć związanych z własnym wyglądem. Te dawne historie na długo zakrzywiły moją perspektywę postrzegania siebie. Potrzebowałam wielu lat, aby przebić mur skumulowanych kompleksów i wynikających z nich ograniczeń. Tutaj muszę podkreślić ogromną rolę mojego męża, który cierpliwie, rok po roku, odkrywał i pielęgnował moje oblicze kobiety sensualnej i pewnej siebie. Gdyby nie on, to na pewno nie byłabym tą osobą, jaką jestem teraz.

Masz to szczęście, iż posiadasz u swego boku kochającego mężczyznę. W jego spojrzeniu na pewno dostrzegasz miłość i pożądanie, zaś ten męski nie-obiektywizm jest wręcz na wagę złota. On Ciebie kocha i teraz pora, abyś pokochała samą siebie.

Nie próbuj być kimś innym

Najważniejsze, abyś dała sobie szansę być taką jaką jesteś. Oczywiście dbaj o siebie i swoje zdrowie, ale jeżeli pewnych aspektów nie dasz rady przeskoczyć, to po prostu musisz je zaakceptować. Zarówno huśtawki hormonalne, jak i trudności astmatyczne nakazują wręcz unikać pewnych aktywności, ale w obecnych czasach jest tyle możliwości wyboru formy spędzania wolnego czasu, iż można je dopasować do swoich predyspozycji. Tylko nie wolno się poddawać. Najwyżej dać sobie chwilę wytchnienia.

Doprawdy nie znam kobiety, która nie chciałaby czegoś sobie w sobie zmienić. Chyba jest to wpisane w kobiecą naturę, lecz zaufaj mi, że do swingerskich klubów nie uczęszczają wyłącznie ludzie żywcem wyciągnięci z okładek kolorowych magazynów. Swing nie jest zarezerwowany dla określonej grupy spełniającej ściśle wyznaczone standardy estetyczne, on jest dla wszystkich, których dojrzałość emocjonalna pozwoliła zrobić krok naprzód w spełnianiu seksualnych fantazji.

Sama zresztą bym wspominanych standardów nie spełniła, gdyż również jestem posiadaczką wielu niewieścich krągłości i dobrze mi z tym.

W klubie swingerskim liczy się przede wszystkim otwartość na drugiego człowieka. Umiejętność wsłuchiwania się i obserwowania. Ważna jest też oczywiście dbałość o higienę i aspekty bezpiecznej zabawy, ale uwierz mi, iż w klubie spotkasz ludzi, których podczas mijania na ulicy, nawet byś nie pomyślała, iż należą do swingerskiego środowiska. To ludzie zwyczajnie nadzwyczajni.

Podsumowując, nie masz czym się przejmować. Wybierając się do klubu, wyszykuj się tak, abyś czuła się ze sobą jak najlepiej. Abyś w lustrze zobaczyła ów niesamowity błysk, które ja pieszczotliwie nazywam kurwikami. Abyś emanowała urokiem i seksapilem. Wtedy poczujesz, że świat należy do Ciebie, a wizyta w klubie będzie kolejnym etapem do poznawania tajemnic własnej seksualności.

Trzymam za Ciebie kciuki!

Luiza

PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/jak-sie-ubrac-do-swingers-klubu/

Niech inni też się o nas dowiedzą :)