Gdy człowiek jest spragniony wrażeń, doznań, smaku, dotyku, poznania innych, to czasami zachowuje się jak nastolatek na pierwszej, „dorosłej” imprezie. Wszystkiego chce spróbować, posmakować, poczuć ten inny świat. I choć to pragnienie zanurzenia się w odmiennym świecie bywa bardzo podniecające, to niestety – czasami potrafi być przyczyną wielu nieporozumień, także tych wewnętrznych względem siebie.
Będąc ostatnio w Warszawie, spędziliśmy dwa wieczory w klubowym klimacie. I pomimo tego, że oba były w tym samym miejscu, to były kompletnie odmienne.
Ty to nie ja
Czwartkowy wieczór, wylądowaliśmy w stolicy koło dwudziestej drugiej.
– Co robimy? – pyta Eryk. Do hotelu czy uderzamy na miasto?
– Lecimy od razu do klubu. Jak wpadniemy do pokoju, tak już z niego nie wyjdziemy. A tak przynajmniej sobie chociaż chwilę pogadamy z kimś przy barze.
Pal licho, że do Lavy przyjechaliśmy z walizkami. To już nie pierwsza akcja w naszym wykonaniu. Na szczęście „kabinówki” bez problemu mieszczą się w klubowej szafce. Mamy to przerobione.
Na miejscu – szybkie przebranie się (cały czas ubolewam, że w Lavie nie ma chociaż mikroskopijnej przebieralni – zwłaszcza dla mnie, jako kobiety zapewniłoby to minimalny komfort zmiany oblicza z tego codziennego, na to z lekką nutką wyuzdania).
Pierwsze kroki, skierowaliśmy do baru, ale że nikogo przy nim nie było, to usiedliśmy sobie przy stoliku, w głębi lokalu.
Obydwoje zmęczeni po całym dniu pracy i chociaż krótkiej, to jednak podróży. Ja miałam ochotę posiedzieć sobie i „pochillować”, Eryk zaś pragnął mocniej wczuć się w klubowy klimat. To, co nas różni, to erotyczna obserwacja. Ja lubię spoglądać sobie na całą atmosferę panującą w lokalu, wsłuchiwać się w bawiących się ludzi, on zaś lubi być bliżej. Oczywiście, za pozwoleniem osób bawiących się, być w tym samym pokoju i sycić wzrok ich pożądaniem.
A mnie to… krępuje. Serio. Wiem, że to może was zdziwić, ale jeżeli nie mam ochoty na dołączenie, to takie podglądanie jest dla mnie niezręczne.
I wtedy doszło do pewnego dysonansu między nami, zaś wieczór, który z założenia miał być przyjemny skończył się jako „taki sobie”. Szkoda.
Pogadamy…?
Wychodzimy jednak z założenia, że takie sytuacje należy obgadać. I wierzcie mi, że można mieć kilku czy kilkunastoletnie doświadczenie w swingu, a i tak wzajemne reakcje bywają zaskakujące. To wbrew pozorom nie jest nic negatywnego. Wręcz przeciwnie, każda historia czegoś uczy.
Czy mój mąż mówił mi kiedyś, że jak jest w klubie, to lubi być bardziej aktywnym obserwatorem? Tak.
Czy ja mu sugerowałam, że takie bezpośrednie podglądanie często mnie onieśmiela? Owszem.
To skoro obydwoje to wszystko wiedzieliśmy, to czemu daliśmy się ponieść zbytecznym emocjom?
Bo takie jest życie. Jak niedawno pisałam – nie ma dwóch takich samych spotkań. Ludzie, nastroje, uczucia – to są zmienne, wpływające na całokształt odczuwania swingerskiego klimatu. Wiedza potęgowana jest doświadczaniem i powtarzaniem, ale to nie jest tak, że coś, co zostało powiedziane raz, nie wymaga powtórzenia.
Na następny dzień, w naszym warszawskim „Słoiku” szczerze porozmawialiśmy o swoich odczuciach, obiecując, że podczas kolejnej wizycie w klubie, intensywniej będzie się wsłuchiwać we własne potrzeby.
***
Inny wieczór, to samo miejsce, ten sam stolik.
– Możemy się dosiąść? – zapytaliśmy.
– Oczywiście – usłyszeliśmy w odpowiedzi. I po zaledwie wymianie kilku zdań, wszyscy czuliśmy, że noc nie zakończy się wyłącznie na rozmowach.
Już dawno nie poczuliśmy tak przyjemnej chemii. Tematom do pogawędek nie było końca, a to wszystko przeplatane śmiechem i anegdotami ze swingerskiego życia. Iskrzyło.
I tak jak zaiskrzyło podczas wymiany zdań, zaiskrzyło w trakcie wymiany ciał. Nieziemsko. Aż wciąż czuję rozkoszne dreszcze na to wspomnienie.
Do pokoju wracaliśmy zaspokojeni ekscytacją, ale jeszcze nienasyceni sobą. Zasnęliśmy w rozgrzanej pościeli…
Do tanga trzeba dwojga (albo i więcej)
To potwierdza, że w swingu nic nie może być na siłę. By czerpać pełną satysfakcję, obydwoje musicie czuć nie dość, że to samo, to jeszcze jednocześnie. Nie jest to łatwa sztuka. Możecie „zaliczyć” wiele randek czy wyjść do klubu, które nie zakończą się tak, jak sobie zakładaliście. Ale wystarczy jeden wieczór, by nie potrzebować nic więcej do szczęścia. Warto być cierpliwym i wyrozumiałym – zarówno dla partnera/partnerki, jak i wobec swoich potrzeb.
Tekst: Luiza
Fot. Monicore/Pixabay
___
Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!
Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615
Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ
Instagram: https://www.instagram.com/swingwithme_blog/
Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog
Newsletter: https://swingwithme.pl/newsletter/
___
Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj:
Dziękujemy!