Nie jestem idealna. Nikt nie jest, chociaż niektórzy usilnie próbują wpierać innym oraz sobie, że jest inaczej. Że z ich odbicia lustrzanego bije oślepiający blask, a ich umysł jest już tak oświecony, że żadnego dodatkowego blasku już nie potrzebuje. Totalna bzdura. Najtrudniej to być szczerym przed samym sobą. Wmawianie innym kłamstw przychodzi z łatwością. Ale jeśli będziesz oszukiwać siebie, to zderzenie z rzeczywistością będzie bolało podwójnie. Więc po co być głupim? No chyba, że kręci cię ból, bo mnie nie za bardzo.
Czy mogłabym być wyższa? Pewnie tak, ale chyba za mało w dzieciństwie wychodziłam na deszcz (pamiętacie ten kit wciskany nam przez rodziców, że jak pada to dzieci rosną?) 😉 Czy mogłabym być zgrabniejsza? Ależ oczywiście, że tak. To jest zawsze doskonałe pole popisu dla kobiet. Nie znam żadnej babki, która nie chciałaby, aby było jej „mniej”. Nawet taka, której żebra odznaczają się pod koszulką. Dlaczego tak mamy? Nie mam pojęcia, ale sama niestety się w ten schemat wpisuję. Czy mogłabym być mądrzejsza? Z całą pewnością! Mogłabym tu postawić nawet i z kilkaset wykrzykników. Bo świat i jego możliwości są nieograniczone. Życia by mi nie starczyło, aby być dobrą we wszystkim, więc nawet nie próbuję. Wolę się skupić na tym co daje mi radość i mieć „swoją działkę”.
Zamień minus na plus
Czasami bywam choleryczką. Mój mąż coś na ten temat wie. Wiele razy zastanawiałam się czy nie przesadziłam. Ale jednocześnie wiedziałam, że gdybym nie zareagowała tak jak zareagowałam, to nie osiągnęłabym efektu, na którym mi zależało. Nie oznacza to, że krzyczę na wszystkich dookoła. Ja w ogóle nie lubię na nikogo krzyczeć, bo źle się później czuję. Ale nie mam problemu z asertywnością. I jeśli coś jest sprzeczne z moimi zasadami, to potrafię nie tyle co wyrazić swoje zdanie, a jeszcze je logicznie przedstawić. I dlatego właśnie lubię swoje wady. Bo one są elastyczne i ewoluują. I co z założenia jest wadą, również z tego samego założenia może być i zaletą.
Nawet mój wcześniej wspomniany wzrost. Kiedyś chciałam być wyższa, bo… Zabawne, ale teraz nie pamiętam, dlaczego chciałam sięgać do nieba. Dziś kocham te swoje 160 cm, bo dzięki nim większość facetów jest ode mnie wyższa, a ja to lubię. Nic mnie nie ogranicza co do wysokości obcasów, a poza tym są też chwile, kiedy lubię być taką małą, słodką niewiastą, która potrzebuje opiekuńczej męskiej dłoni.
Rozmiar prawdy ci nie powie
Moje wymiary też nie wynoszą 90-60-90. Gdzieniegdzie jest mniej, gdzieniegdzie więcej. Nie jestem „wyfotoszopowaną” modelką. Jestem normalną kobietą, która wygląda dobrze i w sukience i w dresie. Nie muszę się wszystkim podobać, bo przecież gusta są różne. Ale najważniejsze, że podobam się sobie. I to nie jest żadna arogancja z mojej strony. Polubienie siebie zajęło mi kilka długich lat. Co prawda nigdy nie narzekałam na brak męskiego zainteresowania, ale jakoś tak nie mogłam uwierzyć, że mogę się podobać. I to nie tylko swojemu mężowi. Eryk jest dla mnie urzeczywistnieniem dziewczęcych snów. Przystojny, inteligentny, zabawny i zaradny życiowo. To przy nim chce się zestarzeć, ale przecież to nie oznacza, że nie chcę się podobać. Nie jestem hipokrytą. Na szczęście on też nie.
Zamknięty rozdział. Nowy rozdział
Nie bójcie się poznawać siebie. Nie uciekajcie przed zmianami. Przecież to jest najlepsza życiowa przygoda. Gdybym swoich wad nie przekuła na zalety nie byłabym tym kim jestem teraz. Wciąż bym siedziała w nudnym biurze, przekładając jeszcze nudniejsze dokumenty i czując, jak moja kreatywność umiera śmiercią naturalną. Zaryzykowałam. Nie powiem, że nie, bo rzuciłam to wszystko w cholerę. W miarę bezpieczny etat i w miarę stabilną pensję. W miarę, bo co bym nie robiła, to zawsze to było dla kogoś. A ja nie jestem „jeleniem”, aby odwalać za innych brudną robotę. Ten etap mam już za sobą, ale musiałam go przejść, aby zrozumieć co naprawdę jest dla mnie ważne oraz dojrzeć, by mieć odwagę zawalczyć o siebie.
Wiecie co jest jeszcze moją wadą? Marzę i wizualizuję sobie spełnienie tych marzeń. Czemu to niby ma być wadą zapytacie? Bo dla jednych marzyciele są kompletnie oderwani od rzeczywistości. Codzienność zastępują wyobraźnią. Guzik prawda. Niczego nie zastępuję – tylko łączę i uzupełniam. Marzenia mam wielkie i ambitne, jak również małe i bardziej osiągalne na teraz. I krok po kroku je realizuję uszczęśliwiając tym samym siebie. I innych dookoła. Bo szczęściem trzeba się przecież dzielić.
Tekst: Luiza
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/male-przyjemnosci/
Podoba mi się Twoje podejście, podoba mi się to, w jaki sposób o tym piszesz! Brawo!
To co najbardziej mi się spodobało z całego tego tekstu to: „Życia by mi nie starczyło, aby być dobrą we wszystkim, więc nawet nie próbuję. Wolę się skupić na tym co daje mi radość i mieć „swoją działkę”.”
Sama mam problem z samoakceptacją. Walczę z tym na co dzień i chcę wreszcie siebie polubić. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że pokochać. Chcę patrzeć w lustro i czuć się seksowa, czuć że mogę wszystko. I dzięki takim wpisom jak Twój wiem, że to jak najbardziej możliwe do osiągnięcia 🙂
Paulina – uwierz mi, że naprawdę wszystko jest w Twoim zasięgu. Pamiętam dawne dzieje, kiedy chodziłam w ciuchach oversize, żeby ukryć się przed światem. Tak naprawdę to chyba chciałam ukryć się sama przed sobą. Kiedyś założenie dla mnie sukienki było niewyobrażalne. A teraz nie pamiętam kiedy ostatnio miałam spodnie na tyłku 🙂 Choć zabrzmi to sloganowo, to uwierz mi, że Twój seksapil chowa się w Twojej głowie. A daj mu wyjść na zewnątrz. Nie potrzeba wiele, aby zmiany były zauważalne. Wypróbuj inny styl makijażu, fryzury czy stylizacji. Zaszalej i zrób sobie sama niespodziankę. Eksperymentuj i baw się tym! Pokochaj siebie, bo tylko wtedy i inni Cię pokochają 😉
Podpisać się mogę pod wszystkim 🙂 A marzenia są właśnie po to, żeby próbować je realizować, by przybliżać je do świata realnego, coraz bardziej i bardziej, bo już to daje mega motywację 😀
Uwielbiam odhaczać dla siebie marzenia spełnione. Nawet te najmniejsze. Bo wtedy i chce się więcej i można więcej! 🙂
Dopiero kiedy udało mi się zaakceptować moje wady i przestać z nimi walczyć na śmierć i życie zaczęłam doceniać bardziej siebie. Wytykanie sobie przez cały czas jaka jestem gruba, do miss mi daleko i miliony innych sprawiało, że a) czułam się źle sama ze sobą, b) miałam wiecznie zły humor. Odrobinę słabo 🙂
Dziś nauczyłam się akceptować moje słabości i niedociągnięcia i dzięki temu żyje mi się o wiele lepiej i radośniej. 🙂 Cieszę się z tego co mam jednocześnie robiąc wszystko co w mojej mocy, żeby niektóry stan rzeczy poprawić. Zwłaszcza te, z których nie do końca jestem zadowolona. Pokochałam swoje małe potworki i teraz obojgu nam żyje się zdecydowanie lepiej. 😉
I tak trzymaj!!! Oto właśnie chodzi. Niedociągnięcia, niedoskonałości. Gdy się skupiamy tylko na nich to one stają się coraz większe i większe. Aż w końcu nie widzimy swoich mocnych stron i zamykamy się na świat i na innych. Tylko po co? 😉
dla jednych wada dla innych zaleta. zresztą prawie każdą wadę można wykorzystać z pozytywnym skutkiem. trzeba tylko szukać możliwości.
A tych możliwości jest przecież bez liku! Tylko trzeba otworzyć oczy na siebie i na nowe 😉
Trochę jakbym czytała o sobie, również jestem choleryczką, szybko się denerwuję, ale równie szybko mi to przechodzi, nie uważam to za wadę (teraz, bo wcześniej było różnie). Akceptacja swoich wad jest ważna, a przerobienie je na zalety jeszcze ważniejsze. Dobry tekst, fajnie się czyta.
I dlatego tak bardzo lubię prowadzić tego bloga. Bo mogę poznać fajnych ludzi, którzy nadają na podobnych falach 🙂
Bardzo podoba mi się Twój tekst! 🙂 Myślę, że zgodzi się z Tobą każdy, kto poznał smak akceptacji siebie, a kto dopiero pozna, tego tekst zainspiruje 🙂
Dziękuję Ci Kasiu. Po raz kolejny przekonuję się, że pomysły na jedne z lepszych tekstów przychodzą niespodziewanie. Tak jakby faktycznie zapalała się lampka nad głową. Wówczas pędzę do klawiatury, aby jak najszybciej przelać swoje myśli. Cieszę się, że zajrzałaś do mnie 🙂
Dobry budujący post, post o tym, ze nie trzeba siedzieć w mysiej dziurze, bo Ojciez z matką kazali tylko robić to co się chcę. Dobry tekst o tym, że trzeba budować siebie i nie zrażac nadwagą czy błędem w wymowie lub uzębieniu. 🙂 Budujące.
Ani nadwaga ani braki w uzębieniu nie mogą stać na przeszkodzie w realizowaniu marzeń. Tak naprawdę to są drobnostki, które można zmienić. Czasami warto zaryzykować, aby później wygrać. Sprawdziłam to na sobie 😉
Tak czytam i czytam. „Ale jednocześnie wiedziałam, że gdybym nie zareagowała tak jak zareagowałam, to nie osiągnęłabym efektu, na którym mi zależało.” Ja jestem zwolennikiem spokojniejszych rozwiązań, uważam, że kobitki czasem pienią się bez sensu.
Czytam dalej i „A ja nie jestem „jeleniem”, aby odwalać za innych brudną robotę. Ten etap mam już za sobą, ale musiałam go przejść, aby zrozumieć co naprawdę jest dla mnie ważne oraz dojrzeć, by mieć odwagę zawalczyć o siebie.” Czyli pracując mam bardziej zaślepiony umysł niż trzeba? Jakby każdy rzucił robotę to co byśmy osiągnęli?
Ach, jak łatwo dopisać ideologię tam gdzie jej nie ma, a jak trudno spróbować chociaż trochę zrozumieć przekaz. Zaraz po pierwszym cytacie, który przytoczyłeś pojawia się „Nie oznacza to, że krzyczę na wszystkich dookoła. Ja w ogóle nie lubię na nikogo krzyczeć, bo źle się później czuję. Ale nie mam problemu z asertywnością. I jeśli coś jest sprzeczne z moimi zasadami, to potrafię nie tyle co wyrazić swoje zdanie, a jeszcze je logicznie przedstawić.” – zatem nie chyba nie o „pienienie się bez sensu” tutaj chodziło.
A co do drugiego Twojego zarzutu. Nie wiem gdzie pracujesz i co robisz. W swojej poprzedniej pracy właśnie byłam tym „jeleniem” i dlatego postanowiłam to zmienić. Nie każę Ci rzucać pracy ani tym bardziej nie piszę, że masz zaślepiony umysł. Choć popracuj trochę nad czytaniem ze zrozumieniem.
Świadomość siebie, swoich wad i mocnych stron to klucz do sukcesu. Do tego konsekwencja, determinacja i pokora i można góry zdobywać. Czego sobie i Wam gorąco życzę 🙂