Ten tekst to opowieść o słowach — tych, które dotykają, leczą, ale i tych, które ranią. O tym, co prawdziwe i osobiste. O dojrzewaniu do siebie. O relacji, która daje siłę, i o doświadczeniach, które zostają z nami na zawsze — nawet jeśli czasem chcielibyśmy je wymazać. To także przypomnienie, że w świecie chaosu warto wracać do tego, co nasze. Autentyczne. Nienazwane przez nikogo innego.
Może jestem staroświecka. Może naiwna. Ale lubię być prawdziwa. Lubię pisać ręcznie — pisać od siebie, bez pośpiechu, z serca. Pisać o tym, co czuję, co mnie porusza, co ma dla mnie znaczenie. Noszę ze sobą mój ukochany notatnik, niemal jak talizman. To on zbiera moje myśli, słowa i emocje. To w nim kaligraficzne zawijasy przemieniają się w teksty, które później ożywają pod strzałką edytora. Nie mam ludzi od pisania. Nie zlecam nikomu tworzenia treści na tematy, których sam nie poczuł, nie przeżył. Każde zdanie, które wypuszczam w świat, ma swoje źródło w moim doświadczeniu. Idę powoli, ale świadomie. Krok po kroku realizuję swoje marzenia. Nie chcę przyspieszać. Bo dojrzewam. Bo się zmieniam. I pragnę, by moje teksty także to pokazywały.
Dużo się wydarzyło przez te ostatnie pół roku. I choć chętnie wymazałabym ten czas gumką, jak niedokończone zdanie w notatniku, to wiem, że to niemożliwe. Nie da się przywrócić do życia czegoś, czego już nie ma. Pozwoliłam odejść temu uczuciu. Oswoić je. Prawie mi się udało. I wiem, że ten stan „prawie” już będzie ze mną zawsze. Pisanie to dla mnie coś więcej niż rzemiosło — to sposób dotykania. Słowem. Emocją. Intymnością. Lubię pieścić słowami, pobudzać nimi, wzniecać pożądanie. I choć lubię dotykać słowami, to ja też lubię być tymi słowami dotykana. Nie, nie zależy mi na udawanych komplementach. Ani na pieśniach pochwalnych o moich kobiecych atrybutach. Potrzebuję słów, które dodają skrzydeł. Które utwierdzają w przekonaniu, że to, co piszę, naprawdę do kogoś trafia. Że porusza jego czułe strony.
***
W minionych dniach przyszło jednak wiele innych słów — krzywdzących, niesprawiedliwych, fałszywie oskarżających. Czy zabolały? Pewnie, że tak. Ten ból trwał chwilę. Wprowadził zamęt w sercu. Ale szczęśliwie umysł — chłodny, uważny — wyrwał mnie z tego zamętu. Wskazał, jakie dalsze kroki trzeba podjąć. I teraz? Teraz czuję siłę. Bo gdy uświadomisz sobie, jak wiele gniewu i frustracji kryje się w ludziach tak jawnie plujących jadem, to zaczynasz rozumieć, że…to ty masz wszystko.
Szczęście. Bliskość. Miłość. Sensualne spełnienie. I odwagę, by iść pod prąd — jak do tej pory.
A oni? Oni nie mają nic, poza bezpowrotnie straconym czasem, zużytym na udowadnianie światu, kim to oni nie są. Ja nie muszę niczego udowadniać. Eryk nie musi niczego udowadniać. Bo przez te wszystkie lata — zarówno będąc razem, jak i tworząc wirtualne przestrzenie dla osób pragnących podążać w rytmie swingu — byliśmy i jesteśmy sobą. Mówią, że hejt jest miarą sukcesu. W takim razie… nie pozostaje nam nic innego, jak cieszyć się niesłabnącą popularnością. Inni byli — i znikali. My wciąż jesteśmy. Nie mamy monopolu na wiedzę. Nikt nie ma. Ale wciąż chcemy się uczyć. Przeżywać. Opisywać. Nie stawiamy się na podium — bo już tam jesteśmy. Zasłużenie. Tak, skromność w tym aspekcie jest zbędna. Mam to szczęście, że Eryk jest blisko. Zawsze potrafi wyrzucić z mojej głowy niepotrzebne myśli, przynosząc spokój i jasność. Wzajemnie dajemy sobie siłę. Wiele trudnych momentów razem przeszliśmy — i jeśli jesteś z nami dłużej, to na pewno to wiesz. Bo prawdziwych przeżyć nie da się podrobić. To, co widzisz i czujesz — należy tylko do ciebie. Jak w podróżach — możesz być w tym samym miejscu, co inni, a doświadczyć czegoś zupełnie innego. Czas i przestrzeń mogą być wspólne, ale wspomnienia będą zawsze pięknie różnorodne.
***
Mam prawo. Do popełniania błędów. Do uczenia się. Do testowania nowych dróg, czasem ślepych zaułków. Ale mam też w sobie gotowość, by wyciągać wnioski. By słuchać — siebie, ale też tych, którzy mówią z troską i uważnością. Wsłuchuję się w konstruktywne sugestie. I wiem już, że tam — w tych błyskotkach technologii — nie ma dla mnie źródła twórczości. Tam, gdzie miał być obraz, powstał chaos. Tam, gdzie szukałam harmonii, zapanował nadmiar. Więc wracam. Wracam do tego, co moje. Do ręki, która zapisuje. Do głowy, która czuje. Do notatnika, który pamięta.
Gdzie szukam inspiracji? W zdaniach książek, które mnie poruszają. W słowach piosenek, które mnie wzruszają. W urywkach rozmów — tych prowadzonych i tych ledwie usłyszanych. Łapię je. Zapisuję. A potem wypełniam nimi kartki. Tak już mam. Taka już jestem. Niech moje pisanie nie będzie dla wszystkich. Wystarczy, że dotyka.
Wasza Luiza
Fot.: Swing With Me
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/kalki-przezytych-godzin/
___
Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!
Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/
Instagram: https://www.instagram.com/newswingwithme/
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615
Grupa na Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ
Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog
___
Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj:
Dziękujemy!