Lubię sukienki, które szybko zdejmuję. I herbatę z miodem, którą powolnie się delektuję.
W spojrzeniu nieznanego szukam zwierzęcości. W spojrzeniu ukochanego odnajduję ogrom miłości.
Przekraczając próg klubu jestem dzika i wyuzdana. W domowych pieleszach czuję, że jestem kochana.
Czerwoną szminką przykuwam uwagę. Zmywając makijaż odkrywam spokój i równowagę.
Uwielbiam uwodzić –rozmową i gestem. I wiedzieć, że swing nie jest już dla związku testem.
Lizać, ssać, krzyczeć, po plecach drapać. Doświadczać, że biorąc więcej, więcej też można dawać.
Poddawać pokusom, grzeszyć, ulegać. Lecz czuć, że zawsze mam na kim polegać.
***
Jak zaczęłam pisać ten tekst, to za cholerę nie przypuszczałam, że mi z tego jakiś rym wyjdzie 🙂 No cóż, czasami warto po prostu dać się ponieść i również – dać się zaskoczyć.
Lubię te moje dwa światy. Tak skrajnie różne, tak uczuciowe odmienne. To zadziwiające, ale zarówno w domu, jak siedzę w wygodnych dresach i wcinam pistacje (ubóstwiam!), jak i na przykład w klubie, gdy moje ciało opina mała czarna, a ja wzrokiem poluję kim nasycę głód wieczoru – czuję, że jestem sobą. Że nie udaję kogoś kim nie jestem. Wręcz na odwrót – nauczyłam się słuchać swych pragnień, by iść za ich głosem, by stać się właśnie, tym kim chcę być. I te dwa światy wcale się nie wykluczają, lecz pięknie uzupełniają.
I, że zarówno w domowych pieleszach nie muszę nikomu nic udowadniać i w klubie czy na randce – też nie jestem do niczego zobowiązana.
***
Ostatnio na spontanie (jak to u nas najczęściej bywa) pojechaliśmy do berlińskiej Insomnii. Czemu znów ten kierunek? Bo na niemieckim portalu dla swingersów Joyclub.de zobaczyliśmy, że tam najwięcej osób się „zameldowało”, a my akurat mieliśmy ochotę pobyć w tłumie.
Już dawno nie zdarzyło nam się czekać w kolejce przed wejściem. W środku – tłok. Zarówno na parkiecie, jak i na antresoli, gdzie dzieje się akcja. I tak staliśmy oparci o barierki i patrzyliśmy na te kotłujące się ciała, wspominając nasz pierwszy raz w tymże klubie. Jezu, jakie to było podniecenie – zobaczyć takie sceny na żywo. Wilgoć ekstazy dosłownie spływała mi po nogach. Chciałam wszystkiego już, teraz! Teraz, teraz, teraz!
Dziś patrzyłam z mężem na to kopulujące widowisko, jak na scenę z filmu. Czy nadal nas to intryguje? Tak. Czy nadal nas to podnieca? Niekoniecznie.
I to nie ze względu, że tyle już widzieliśmy, przeżyliśmy. Ale dzięki zdobytym doświadczeniom wiemy co nas kręci, w czym odnajdujemy spełnienie, a co kompletnie nie wpisuje się w kanon naszych potrzeb. Masówki są fajne do rozmów, obserwacji, pobawienia się na parkiecie, lecz do wymiany ciał – niekoniecznie. Nie dla nas. W każdym razie nie teraz, ale może kiedyś do tego wrócimy. W swingu nic nie jest przewidywalne, bo nieustannie się zmieniamy.
Czy się z kimś pobawimy czy nie – to nie jest tak istotne, jak na początku naszej przygody ze swingiem. Najważniejsze są jednak powroty do domu. Do wspólnego łóżka, do jedynej w swoim rodzaju bliskości. Co by się nie działo – zawsze wracamy razem. To jest jedna z tych zasad, której warto się trzymać, niezależnie od swingerskiego stażu.
Tekst: Luiza
Fot.: Swing With Me
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/maskennacht-w-insomnii/
___
Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!
Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615
Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ
Instagram: https://www.instagram.com/swingwithme_blog/ (jeżeli nie możecie znaleźć nas poprzez link, to wpiszcie na Instagramie swingwithme_blog)
Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog
Newsletter: https://swingwithme.pl/newsletter/
___
Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj:
Dziękujemy!