Za nami druga edycja erotycznych targów Erochain Expo 2025, które odbyły się w Warszawie w dniach 27–28 czerwca. Jak było w tym roku? Lepiej? Gorzej? A może bez większych zmian? O tym przeczytacie w naszej krótkiej relacji.
Dlaczego krótkiej? Powód jest prosty, ale dla nas bardzo ważny. W ubiegłym roku występowaliśmy na targach jako patron medialny. Braliśmy udział w niemal wszystkich warsztatach, panelach i pokazach, by jak najdokładniej opisać samo wydarzenie i nasze wrażenia. W tym roku nasza rola była zupełnie inna — zostaliśmy zaproszeni do współpracy jako prelegenci: poprowadziliśmy autorski warsztat o swingu oraz wzięliśmy udział w głównym panelu poświęconym tej tematyce. Całą naszą uwagę skupiliśmy na przygotowaniach do tych wystąpień i — co najważniejsze — na byciu z ludźmi, bo to właśnie dla nich tam przyjechaliśmy.
O SWINGU MOŻEMY DŁUGO
Nie będziemy ukrywać — jechaliśmy na targi pełni zarówno obaw, jak i nadziei. W głowie kłębiły się pytania: Jak zostaniemy odebrani? Czy sprostamy oczekiwaniom? Czy umiemy mówić o swingu tak, jak umiemy o nim pisać? Czy uda nam się poruszyć czułe nuty w sercach i głowach słuchaczy? Tych „czy…” było naprawdę sporo. Ale już pierwsze chwile podczas piątkowego panelu „Moralność, zwierzęcość, miłość” rozwiały większość wątpliwości.

W rozmowie towarzyszyli nam Magda i Marcin z wrocławskiego klubu Lacrima di Sangue, a całość prowadził Marcin Klimkowski z Radia 357. Było to nasze pierwsze publiczne wystąpienie tego typu — wcześniej, z troski o własną prywatność, odrzucaliśmy podobne zaproszenia. Ale przyszedł moment, w którym poczuliśmy gotowość, by mówić o swingu nie tylko pisząc, lecz także otwarcie — twarzą w twarz.
Magdę i Marcina poznaliśmy jeszcze w czasach, gdy ich hedonistyczne miejsce było w fazie tworzenia. Kontakt między nami pozostał — i swoją drogą: jeśli jeszcze nie odwiedziliście Lacrimy, lato to idealna pora, by posmakować rozpusty w klimacie bohemy. Marcina Klimkowskiego poznaliśmy dopiero na miejscu, ale od razu załapaliśmy swobodny, szczery kontakt. W planach mamy z nim dłuższą radiową rozmowę – i możecie być pewni, że jeszcze nas usłyszycie.

Podczas panelu rozmawialiśmy o różnych twarzach swingu — tych dzikich, namiętnych, ale też czułych i bliskich. O tym, jak ważne jest bycie ze sobą, a nie tylko obok siebie. Bo właśnie w tej subtelnej różnicy kryje się cała istota. Czterdzieści pięć minut rozmowy minęło w mgnieniu oka. I wiemy już jedno: o swingu możemy mówić, mówić i… mówić bez końca.
Ale to, co było dla nas najbardziej poruszające i najprzyjemniejsze, wydarzyło się tuż po panelu. Podchodzili do nas czytelnicy naszego bloga, osoby z grupy „Rozmowy o swingu” oraz ci, którzy rozpoznali nas po głosie, słowach, czy po prostu… po energii. To jest naprawdę niesamowite uczucie — kiedy ludzie, z którymi do tej pory łączyła nas tylko wirtualna przestrzeń, nagle stają przed Tobą, uśmiechają się, dziękują, zadają pytania, dzielą się swoją historią. Wtedy wszystko staje się realne, wręcz namacalne. I to dało nam potężnego kopa — nie tylko motywacyjnego, ale też emocjonalnego. Poczuliśmy, że nasze warsztaty będą dobre. Że muszą być dobre. I wiecie co? Było więcej niż dobrze.
Początkowy stres zniknął w chwili, gdy zobaczyliśmy pełną salę. Owszem, mieliśmy obawy, że może przyjdzie mało osób — ale nawet gdyby była tylko garstka, i tak bylibyśmy szczęśliwi, bo każda rozmowa ma znaczenie. Na szczęście sala szybko się zapełniła, a pierwsze pozytywne reakcje na nasze słowa sprawiły, że wszystko w nas puściło. Pozwoliliśmy się ponieść — słowom, emocjom, energii spotkania.
Przygotowaliśmy prezentację, ale była ona dla nas bardziej punktem zaczepienia niż scenariuszem. Haczykiem, który miał nas przytrzymać przy temacie, gdybyśmy odpłynęli za bardzo w meandry własnych myśli. A że odpłynęliśmy… to już inna sprawa. Mieliśmy to szczęście, że występowaliśmy jako ostatni — dzięki temu nikt nie gonił nas z czasem. Mogliśmy dłużej pobyć z naszymi słuchaczami, odpowiedzieć na pytania, wejść w dialog. W tym miejscu bardzo dziękujemy panom z obsługi technicznej, że dali nam tę przestrzeń. Naprawdę to doceniamy.

Po warsztatach rozmowy przeniosły się na korytarz. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, aż w końcu… zostaliśmy uprzejmie poproszeni, żeby kierować się do wyjścia, bo miejsce targów właśnie się zamyka. I tak, jak w zeszłym roku — znów wyszliśmy ostatni. Chyba robi się z tego nasza mała tradycja.
Po zakończonym dniu udaliśmy się jeszcze na kameralną kolację z innymi prelegentami, wystawcami i uczestnikami. W swobodnej atmosferze rozmawialiśmy o seksualności, dzieliliśmy się przemyśleniami, refleksjami i pierwszymi wrażeniami z tegorocznej edycji Erochain. O ludziach, których wtedy poznaliśmy, napiszemy za chwilę — bo warto ich przedstawić osobno.
Choć fizycznie byliśmy już mocno zmęczeni, znaleźliśmy jeszcze w sobie siłę, by zajrzeć do Lavy. Wiedzieliśmy, że będzie tłoczno — a tłumy w tak kameralnym klubie nie zawsze sprzyjają igraszkom. Ale za to sprzyjają rozmowom. I właśnie na to byliśmy nastawieni.
Do Lavy mamy ogromny sentyment. To jedno z tych miejsc, gdzie czujemy się jak u siebie. Uwielbiamy spotykać tam znajome twarze — jak choćby Grzesia, który przywitał nas od progu (pozdrawiamy!). Poznaliśmy też kilka par, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze swingiem. Opowiedzieliśmy im trochę o naszych doświadczeniach, śmiejąc się z niektórych dawnych perypetii i… uświadamiając sobie, ile już za nami, a ile jeszcze przed nami. Bo swing — nawet jeśli masz wstępny plan — zawsze potrafi Cię zaskoczyć. Czasem wystarczy chwila, jedno spojrzenie, jedna rozmowa — i już płyniesz zupełnie innym prądem. Może właśnie dlatego ten świat tak wciąga i tak uwodzi.
LUDZIE
Sobota była dla nas dniem kontaktów i spotkań. Pragnęliśmy maksymalnie wykorzystać ten czas, by być wśród ludzi — już bez stresu związanego z wystąpieniami, za to z głowami pełnymi otwartości, ciekawości i wdzięczności. To właśnie wtedy wydarzyły się spotkania, które sprawiły, że te targi stały się dla nas naprawdę wyjątkowe.
Zaczniemy od Wydawnictwa EoS, bo to było spotkanie typu petarda. Z Hanką V. Mody znamy się wirtualnie od… właściwie nie wiemy, od kiedy. Od tak dawna, że trudno to już uchwycić. Nawet zanim poznaliśmy się na żywo, czuliśmy, że mamy do czynienia z bratnią duszą — nie tylko pisarską, ale też emocjonalną. Hania ma niezwykły dar — potrafi otulić słowem, dotknąć najwrażliwszych punktów człowieka tak, że po lekturze jej książek zostaje się z wieloma pytaniami… i równie wieloma odpowiedziami. Jeśli jeszcze nie znacie jej twórczości — koniecznie to nadróbcie. Na naszej stronie znajdziecie recenzje jej książek, które z serca polecamy.
Kolejną pisarką z tego zmysłowego trio jest Natalia Dziadura — kobieta-dynamit. Pełna energii, pasji, odwagi. Zarówno w pisaniu, jak i w działaniu. Po raz pierwszy zetknęliśmy się z jej twórczością w antologii erotycznych opowiadań „Dziewięć wypraw na granice”, a tej jesieni szykuje się premiera jej powieści: „Od stycznia będą się puszczać” — i już teraz możemy zdradzić, że z ogromną przyjemnością obejmiemy ją naszym patronatem jako Swing With Me.
Trzecią, dopełniającą postacią tego wydawniczego teamu jest Justyna Kowalska — kobieta-czułość. Spokojna, serdeczna, obecna. Zajmuje się redakcją tekstów i robi to tak, że słowa pod jej opieką stają się harmonijne, spójne i pełne uroku. Przy Justynie człowiek od razu czuje ukojenie. I od razu chce rozmawiać o literaturze, emocjach, o tym, co naprawdę ważne.
Jesteśmy więcej niż pewni, że Wydawnictwo EoS wniesie na polski rynek zupełnie nową jakość — zmysłową, mądrą, pisaną z uważnością na emocje, ciało i relacje. To wydawnictwo, które nie tylko mówi o erotyce, ale słucha, jak się o niej mówi. I właśnie dlatego tak nas porusza.

Magdalena Smaś-Myszczyszyn — założycielka Warszawskiego Instytutu Seksuologii i Psychoterapii, a prywatnie… posiadaczka imponującej kolekcji gadżetów erotycznych. Ale to, co naprawdę wyróżnia Magdę, to sposób, w jaki o nich opowiada. Z pasją, humorem, bez cienia skrępowania. Poznaliśmy się na ubiegłorocznych targach — i ta znajomość trwa do dziś. Nasze rozmowy (szczególnie te o nagości) już niebawem ujrzą światło dzienne – a my nie możemy się doczekać, by się tym z Wami podzielić.
Dr Dydol – od dawna śledzimy jego instagramową twórczość i jesteśmy fanami jego unikalnego poczucia humoru. Rolki, które nagrywa, są pełne dystansu, sarkazmu i błyskotliwości. To dokładnie ten rodzaj ironii, który uwielbiamy — bo pozwala się śmiać z rzeczy trudnych i rozbraja tabu z wdziękiem. Na żywo? Jeszcze bardziej energiczny. I taki, przy którym od razu wrzuca się na luz. Warto go śledzić — choćby po to, żeby poprawić sobie dzień.
Michał Sawicki — seksuolog i autor książki „Seks bez presji” oraz współautor „Miłosne mono/poli” (recenzja już wkrótce na naszym blogu). Na żywo (i tu pisze Luiza) — jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach. Ale nie tylko o urodzie tu mowa. Michał ma tę rzadką umiejętność: mówić o relacjach mądrze, spokojnie i bez patosu. Lubimy jego styl — zarówno pisania, jak i mówienia. Liczymy, że nasza krótka rozmowa na targach to dopiero początek czegoś większego. Bo rozmów o miłości, seksie i bliskości nigdy za wiele.
Magdalena Ostrowicka, znana także jako Doktor Cobra Ostra — psycholożka, coach, prowadząca podcast #nieostrerozmowy. Już sam pseudonim mówi wiele — to kobieta ostra jak żyletka, pewna siebie, bezkompromisowa. W swoich rozmowach porusza tematy trudne, często niewygodne, ale zawsze celnie i bez zbędnego owijania w bawełnę. To było nasze pierwsze spotkanie, ale głęboko wierzymy, że nie ostatnie — bo jeśli mamy kiedyś publicznie porozmawiać o swingu naprawdę konkretnie i bez tabu, to Doktor Cobra Ostra będzie idealną partnerką do tej rozmowy.
Dominika Brych — autorka powieści „Smaki katalońskich nocy”, którą właśnie czytamy (też niebawem pojawi się u nas recenzja). Poza pisaniem działa też jako edukatorka seksualna, a prywatnie — jest przemiłą, ciepłą osobą, która w naturalny sposób zjednuje sobie ludzi. Spotkaliśmy się również z jej równie sympatycznym mężem — i nie da się nie zauważyć, jak bardzo wspierają się nawzajem.
Swingolożka – to było nasze drugie spotkanie, Seksuolożka, która z dużą świadomością i bez egzaltacji opisuje na swoim profilu różne aspekty swingowania — zarówno z perspektywy nauki, jak i osobistego doświadczenia.
Oczywiście nie możemy nie wspomnieć o dziewczynach z Lulapink.pl. Chyba nie ma osoby, która choć trochę interesuje się gadżetami erotycznymi, a nie zna ich sklepu. Ale Lulapink to coś znacznie więcej niż tylko miejsce sprzedaży. To przestrzeń, w której erotyka łączy się z wartościami — równością, wolnością i świadomym podejściem do przyjemności. Do tego dochodzi ich niesztampowy, przemyślany asortyment oraz wyjątkowe doradztwo, dzięki któremu człowiek naprawdę czuje, że ktoś go słucha i rozumie.

Sylwia Kępa i Piotr Kępa — to małżeństwo, o którym spokojnie można by napisać osobny artykuł (a może nawet… przeprowadzić z nimi wywiad?). Piotr tworzy męskie kręgi i wyprawy — nie tylko w głąb natury, ale przede wszystkim w głąb siebie. Sylwia — seksuolożka — pracuje w nurcie holistycznym, patrząc na człowieka jako całość: ciało, emocje, świadomość. Uczy, że dopiero wtedy, gdy te sfery są ze sobą w harmonii, można naprawdę odkryć swój erotyczny potencjał. Razem prowadzą warsztaty dla par pod hasłem #przyjemnośćwedwoje — i już sama nazwa mówi wiele. Czuć od nich spokój, zmysłowość i coś jeszcze. Coś trudnego do uchwycenia słowami, ale bardzo przyciągającego. To ludzie, z którymi chce się być. Po prostu być.
Warto wspomnieć także o Klaudii z Diamente Design. Tworzy rzeczy tak piękne, że trudno przejść obok nich obojętnie. My wróciliśmy do domu z zmysłową figurką kobiecej sylwetki i cudownie pachnącą świecą do masażu — i choć to tylko przedmioty, mają w sobie coś, co zostaje z człowiekiem na dłużej. Bo dodatki do przestrzeni, w której żyjemy, potrafią wzbogacić nie tylko otoczenie, ale i nas samych.

W przelocie spotkaliśmy też część ekipy z Sassy World, którzy startują z nowym portalem dla społeczności swingerskiej. Trzymamy za nich kciuki — bo odmienna perspektywa i świeże pomysły są potrzebne. Będziemy śledzić ich działania z ciekawością.

A na koniec zostawiamy osobę, bez której ta cała układanka po prostu by się nie zadziała — Magdalena Świderska, założycielka AMORI – Centrum Seksuologii Pozytywnej oraz Przewodnicząca Rady Programowej Erochain Expo. To ona spinała wszystkie panele, warsztaty i spotkania w jedną całość. A kto choć raz organizował duże wydarzenie, ten wie, jak trudne i niewdzięczne to bywa zadanie. Mimo że była w nieustannym biegu — zawsze znajdowała moment, by zatrzymać się na krótką rozmowę. I właśnie za tę uważność i ludzkie podejście chcemy jej bardzo podziękować.
Żałujemy, że nie udało nam się porozmawiać ze wszystkimi, z którymi chcieliśmy. Z niektórymi tylko się minęliśmy, zdążywszy powiedzieć zaledwie „cześć”. Z innymi widzieliśmy się z oddali — wystarczyło skinienie głowy, uśmiech, obecność. Bo czasem naprawdę nie trzeba wielu słów, by poczuć, że ktoś jest blisko. Że się widzimy. Że się zauważamy. Wierzymy, że przy najbliższej okazji — a takich na pewno będzie jeszcze wiele — nadrobimy wszystkie zaległości. Zatrzymamy się na dłużej. Porozmawiamy. A może po prostu… pobędziemy razem.

MAGIA
Po sobotnich warsztatach organizatorzy zaplanowali oficjalne After Party w klubie Messalka na Krakowskim Przedmieściu. Nie będziemy się tutaj rozwodzić nad tym, czy klub przypadł nam do gustu, czy muzyka porwała nasze ciała, czy parkiet był pełen… To nie o to chodzi. Chcemy Wam opowiedzieć o czymś znacznie bardziej wyjątkowym. Czymś, co wciąż czujemy pod skórą.
To był ten rodzaj spotkania, które z pozoru wydaje się przypadkowe, a w rzeczywistości zostaje z Tobą na długo. Korytarz — miejsce, które zwykle tylko mijasz — nagle stał się przestrzenią, gdzie zaczęliśmy spotykać znajome twarze z warsztatów. Jedno spojrzenie, jeden uśmiech… i rozmowa zaczęła się sama. Ludzi przybywało z każdą chwilą, a muzyka z parkietu stawała się jedynie tłem, zbyt głośnym, zbyt nachalnym… Chcieliśmy więcej ciszy. Więcej prawdziwego kontaktu.
Śmiejąc się, znaleźliśmy sobie miejsce w „podziemiu” — intymny zakątek, z dala od zgiełku. Połączyliśmy stoliki, zamówiliśmy drinki… a potem już tylko zanurzyliśmy się w rozmowy. Ale to nie były zwykłe rozmowy.
Szeptaliśmy o bliskości, o otwieraniu się, o tych drobnych przesunięciach granic, które czasami czujesz na skórze szybciej, niż w głowie. Mówiliśmy o tym, jak zmienia się relacja, kiedy wkracza się w świat swingu… o poliamorii, o odwadze by spojrzeć na siebie i partnera inaczej… o tym, jak mężczyzna może po raz pierwszy pozwolić sobie na dotyk innego mężczyzny… O wyzwoleniu z tabu, które często przez lata oplata nasze ciała i myśli.
A w tym wszystkim było tak wiele śmiechu, spojrzeń, które trzymały chwilę dłużej, niż towarzyskie normy przewidują… Nieśmiałe, ledwo zauważalne dotknięcia, jakbyśmy wszyscy testowali granice — i swoje, i cudze. Siedzieliśmy blisko, ciepło, miękko. Słowa mieszały się z cichym napięciem, które narastało między nami.
I nagle… było już po trzeciej nad ranem. Zostaliśmy ostatnimi gośćmi w klubie. Jeden z pracowników podszedł do nas z uśmiechem, proponując „rozchodniaczka”. Cóż, musieliśmy opuścić to miejsce. Ale to, co między nami pulsowało — wcale nie chciało się skończyć.
Noc była ciepła, a powietrze niosło w sobie obietnicę. Ten lekki wiatr, który muska skórę, jakby chciał Ci coś powiedzieć. Zdecydowaliśmy się pójść dalej — do klubu La Pose. Znamy go z zeszłego roku. Miejsce, które nie zamyka się w ramach, nie definiuje ludzi według orientacji czy przekonań. Wchodzisz tam, by się bawić… z lekkością w ciele, z otwartością w sercu i umyśle.
Tam noc, a raczej już poranek nabrał jeszcze innego wymiaru. Dla niektórych, to była pierwsza odwaga, by poczuć nieznany dotyk. Pierwszy, miękki pocałunek z kimś, kogo znało się dotąd tylko z rozmów… z kimś… a czasem z nami. Chemia, napięcie, podskórne iskry… I to uczucie, kiedy świat na chwilę zwalnia, a Ty chcesz tylko smakować tę chwilę. Dla nas — to był wieczór, który unosił ponad codzienność. Wieczór, który pachniał spełnieniem. I wciąż czujemy jego smak na ustach.
SŁODKO – GORZKO
Ale przejdźmy do podsumowania, bo chcemy podzielić się z Wami również naszymi odczuciami dotyczącymi samych targów. I choć bardzo chcielibyśmy opisać je z taką samą ekscytacją, jak wszystko do tej pory… niestety nie możemy.
Od samego wejścia było czuć, że tegoroczne Erochain Expo 2025 miały znacznie mniejszą skalę niż w roku ubiegłym. Przestrzeń przed halą, która wcześniej tętniła życiem, teraz ograniczała się jedynie do kilku rozstawionych krzeseł i trzech foodtrucków. Pamiętamy, jak rok temu mini scena serwowała klimatyczne house’owe brzmienia, a ludzie spontanicznie tańczyli, rozmawiali, nawiązywali znajomości. To miejsce żyło. Tym razem… brakowało tej energii.
Również ilość wystawców była wyraźnie mniejsza. Można było dosłownie obejść wszystkie stoiska w piętnaście minut — oczywiście jeśli ktoś nie zatrzymywał się na rozmowy. A nawet gdyby chciał, często nie było z kim. Puste stoiska, brak osób do interakcji, a wokół tego wszystkiego… poczucie pustki. Cisza, która nie powinna mieć tam miejsca.
Duże przerwy na głównej scenie między pokazami sprawiały, że trudno było utrzymać ciągłość wydarzenia. O ile panele dyskusyjne trzymały pewien rytm i skupiały uwagę, to przerwy między pokazami skutecznie rozpraszały ludzi. Spora część uczestników po prostu wychodziła, nie czekając na ciąg dalszy. W sobotę faktycznie frekwencja była lepsza niż w piątek — przynajmniej takie mieliśmy wrażenie — ale wciąż brakowało tej atmosfery, która buduje się, gdy przestrzeń wypełniają ludzie, rozmowy i pozytywne napięcie.
Czy, patrząc wyłącznie pod kątem części wystawienniczej, kupilibyśmy bilet? Szczerze? Nie. I mówimy to z troską, nie krytyką. Coś tu zdecydowanie trzeba zmienić. Może mniejsze stoiska, ale za to większa ich liczba? Ludzie chcą czuć, że coś się dzieje. Że jest różnorodność, wybór, możliwość poznawania nowych rzeczy, ludzi, marek, idei. Może warto przemyśleć politykę cenową, względem wystawców? Ułatwić im obecność, zachęcić do aktywnego udziału, by stoiska faktycznie tętniły życiem, a nie stały puste. Trudno to jednoznacznie ocenić. Może zabrakło także tych mniejszych przedstawicieli biznesu świata erotycznego?
Nie udajemy, że wiemy, jak organizować takie wydarzenia — to tylko nasza luźna myśl, głos z perspektywy uczestników, którzy chcą, by te targi rosły w siłę. Bo potencjał jest ogromny.
Dla nas największą wartością tego przedsięwzięcia od zawsze są panele dyskusyjne i warsztaty. To one sprawiają, że z pozoru niedostępni ludzie stają tuż obok, w zasięgu rozmowy, uścisku dłoni, wspólnego uśmiechu. To jest ogromna siła Erochain — możliwość zadawania pytań, słuchania historii innych, dzielenia się swoimi przeżyciami. To tu zacierają się granice wstydu. Tu można mówić o seksie — odważnie, ale też z czułością i szacunkiem. Tu nie trzeba udawać, że pewne tematy nie istnieją.

I właśnie dlatego wierzymy, że to nie była ostatnia edycja. Bo takie wydarzenia są Polsce potrzebne jak powietrze. By seks przestał być tematem tabu. By ludzie czuli, że mogą mówić o swoich pragnieniach, fantazjach, o tym, co w nich rezonuje — bez strachu, bez oceniania, bez zamykania się w schematach.
Czy pojawimy się na Erochain Expo 2026? Jeżeli tylko dostaniemy zaproszenie — tak, bez wahania. Bo mimo pewnych niedociągnięć, mimo mniejszego rozmachu niż w zeszłym roku, my wciąż wierzymy w tę ideę. A dobre idee potrzebują czasu, by dojrzeć, urosnąć, rozwinąć skrzydła.
Odpowiadając na tytułowe pytanie: jak było nam na Erochain 2025? Było magicznie. Bo to, co najważniejsze — ludzie, spotkania, rozmowy, energia — to się wydarzyło. To już w nas zostaje. I chcemy wierzyć, że innym też było dobrze z nami.
A może być tylko lepiej. Mocno trzymamy za to kciuki.
I tak z tej z pozoru krótkiej relacji, zrobił się całkiem obszerny tekst… Ale co poradzić? Kiedy piszemy dla Was — słowa same płyną. Dziękujemy, że wytrwaliście do końca, że jesteście tu z nami, że chcecie z nami dzielić ten świat pełen bliskości, odkrywania i przekraczania granic — czasem w rozmowach, czasem w spojrzeniach, a czasem w tych drobnych, znaczących gestach.
Pisanie dla Was daje nam ogrom satysfakcji… i tej przyjemnej ekscytacji, którą czuć gdzieś pod skórą, kiedy wiemy, że te słowa trafiają do ludzi takich jak Wy. Dziękujemy, że jesteście. I już nie możemy się doczekać kolejnych spotkań — tych realnych i tych między słowami.
Tekst: Luiza i Eryk
Fot.: Swing With Me, Wydawnictwo EoS oraz Lacrima Di Sanque
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/erochain-2024-dzien-1/
___
Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!
Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615
Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ
Instagram: https://www.instagram.com/newswingwithme/
Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog