Są takie wydarzenia, na które wraca się nie dlatego, że wszystko jest idealne. Wraca się dla emocji. Dla ludzi, których nie znasz, a czujesz, jakbyś znał od lat. Dla muzyki, która pulsuje tak samo, jak twoje serce. Dla chwil, które nie potrzebują słów.
I deszcz, i brokat
Jeszcze nie zdążyliśmy na dobre ruszyć z Polski, a atmosfera już była gorąca. W busie do Berlina brokat błyszczał na policzkach, czołach, klatkach piersiowych – jak znaki rozpoznawcze naszej rave’owej społeczności. Wystarczyło jedno spojrzenie: masz brokat? Wiemy, dokąd zmierzasz. A jeśli nie miałeś, to… zaraz miałeś. My też zostaliśmy rytualnie obsypani – i tak właśnie zaczyna się Rave The Planet: od ludzi.
Niestety, pogoda w tym roku nie współgrała z feerią kolorów. Berlin przywitał nas nieustannym deszczem, przerywanym tylko po to, by dać nam nadzieję na wyschnięcie – i zaraz znów nas zmoczyć. Ale mimo to nie narzekaliśmy. Ciepły, letni deszcz przynosił coś w rodzaju oczyszczenia – z codzienności, z oczekiwań, z szarości. A gdy jesteś wśród tysięcy ludzi tańczących do wspólnego rytmu, nawet najbardziej przemoczona koszulka nie przeszkadza.
Poznamy się?
Dlaczego kochamy to wydarzenie? Bo Rave The Planet to nie tylko impreza. To święto wolności. Wolności wyrażanej strojem, makijażem, ruchem. Każdy kolor, każda tkanina, każda fryzura mówi „jestem sobą i nie boję się tego pokazać”. Tu nie ma oceniania. Tu możesz być sobą – dokładnie takim, jakim chcesz być. Choć w tym roku trochę tej ekspresji schowało się pod foliowymi pelerynkami i tęczowymi parasolkami, to energia i tak pulsowała w powietrzu.
Zresztą parasolka – jak się okazało – może być całkiem niezłym pretekstem do rozpoczęcia rozmowy. Jedno skinienie, zaproszenie pod wspólny daszek i już – nowa znajomość gotowa. Tak to działa na Rave The Planet. Tu nie trzeba dużo mówić. Wystarczy rytm.
Eryk jak co roku miał na sobie nasz autorski projekt – tym razem czarną koszulkę ze Swing With Me. I musimy przyznać: za zachodnią granicą reakcje są coraz bardziej entuzjastyczne. Ludzie sami nas zaczepiali, pytali o stronę, pytali o nas. To miłe. To budujące. Rok po roku jesteśmy coraz bardziej widoczni – i systematycznie idziemy do celu.

Czy coś nas rozczarowało? Tak. Znów zabrakło kulminacyjnego zakończenia. Nie było wspólnego hymnu, nie było platform łączących się w jedno wielkie „RAZEM” pod kolumną Zwycięstwa. Po prostu o 22.00… wszystko ucichło. A przecież za czasów legendarnego Loveparade ten finał był nieodłącznym elementem – wyczekiwanym, symbolicznym, wspólnym. To wtedy, w jednym momencie, czuło się, że jesteśmy częścią czegoś większego. I to naprawdę boli, że dziś tego brakuje. Bo rytuały mają moc. I dobrze jest mieć moment, w którym można powiedzieć sobie: „to był piękny dzień”.
Ale mimo deszczu, mimo braku finału – wrócimy tam. Bo Rave The Planet to wydarzenie, którego nie da się porównać z żadnym innym. Tam, pod berlińskim niebem, brokat miesza się z potem i deszczem, a muzyka z sercem.
Zostawiamy Was z naszą krótką fotorelacją. A jeśli czujecie, że to wydarzenie może być też wasze – nie wahajcie się. Weźcie brokat i dołączcie do nas za rok.
Tekst: Luiza
Fot.: Swing With Me
Obejrzyj rolki:
https://www.instagram.com/p/DMFI_d-i4a4/
https://www.instagram.com/p/DMIwuIgiD6Y/
ZOBACZ:
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/berlin-co-to-byl-za-weekend/
___
Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!
Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/
Instagram: https://www.instagram.com/newswingwithme/
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615
Grupa na Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ
Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog
___
Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj: