Cały czas szukam książki, której słowa rozpaliłby żar mego podniecenia. Książki, której strony nie pozwalałyby oderwać się ani na chwilę. I tak poszukuję, przeglądam, czytam i…
Ostatnio w moje ręce trafiła powieść „Przywiązana” autorstwa Nichi Hodgson. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, lecz…
… znów me oczekiwania zostały zawiedzione. W skrócie można napisać, że książka miała kilka dobrych momentów. Ale od początku. Główną bohaterką jest właśnie Nichi, która podobnie jak ja jest miłośniczką słowa pisanego. Zakochana bez pamięci w przystojnym Greku wiedzie sobie spokojne życie, próbując co jakiś czas dostać się na staż do redakcji lub wydawnictwa. Jednak sielanka się kończy, gdy pewnego dnia jej ukochany obwieszcza jej, że na razie będzie musiał się od niej wyprowadzić, gdyż (uwaga – to będzie genialna wymówka) nauka i studia doktoranckie są dla niego najważniejsze. Jak łatwo się domyśleć – związek nie przetrwał tejże próby.
I tak oto opuszczona Nichi musi sama zmierzyć się ze światem. A, że zamieszkiwany przez nią Londyn jest miastem pełnym możliwości, jak i pokus. Jej życie odmienia się, gdy podczas jednego z przyjęć poznaje Sapphire – kobietę, której urok i pewność siebie powala na kolana. Kilka zamienionych wspólnie zdań przekształca się później w propozycję współpracy. Dość nietypową ofertę współpracy, bowiem Sapphire zaproponowała bycie… dominą. Początkowa niechęć niedoświadczonej dziewczyny dość szybko zostaje przełamana przez obiecującą perspektywę finansową. I tak oto Nichi postanowiła wkroczyć w świat BDSM.
Jej przygody związane z usidlaniem klientów były niewątpliwie najciekawszą częścią tejże książki. Prezentowane gadżety i historie z nimi związane pobudzały wyobraźnię. Aż nawet był taki moment, że sama zaczęłam się zastanawiać czy mogłabym być dominą… Ale wnioski do jakich doszłam zostawię na osobny wpis 😉
I cała akcja pięknie się rozkręcała do momentu, kiedy to Nichi poznała Sebastiana. Domyślacie się, co było dalej? Otóż domina postanowiła zostać zdominowana i w efekcie dalsza część powieści stała się marną kopią marnej historii, czyli sławetnie kiczowatych „50 twarzy Grey`a”, zaś dalsze przekładanie kartek stało się drogą przez mękę.
Powiedzcie mi, czy naprawdę tak trudno jest stworzyć dobrą, erotyczną powieść? Bowiem, co sięgam po nowe wydawnictwo, to efekt jest podobny – rozczarowanie. Oklepana fabuła, oklepani bohaterowie i oklepane zakończenia.
A może to ja się mylę? Może to moje oczekiwania są zbyt wydumane?
Tekst: Luiza
Czytałem Twoją krótką recenzję i dokładnie to samo skojarzenie miałem, czyli zepsucie dobrego pomysłu tematem rodem z harlequina, podobnie jak od połowy pierwszej części Greya.
Jakże arcytrudno będzie znaleźć intrygującą i trzymającą do samego końca w NAPIĘCIU powieść…
Szkoda 🙁
No to w takim razie zakładam własne wydawnictwo i działam 😉
No cóż, ja już straciłam nadzieję, że czeka nas coś interesującego w tym zakresie. Skoro nastała moda na literaturę erotyczną, wszyscy chcą w tym gatunku pisać – z marnym skutkiem.
Jedyna dobra książka erotyczna (a raczej: bardziej zmysłowa niż erotyczna) jaką znam, to „Anatomia. Monotonia” Edy Poppy.
Zapisuję tą książkę na listę „Do przeczytania” 😉 Co do nadziei – nie trać jej. Mam nadzieję, że kiedyś jej nie zawiodę 😉
Już miałam nadzieję na coś wow, ale chyba za dużo tej tematyki w literaturze i każdy próbuje i niewielu się coś udaje 🙂 Sama też czekam na dobrą powieść erotyczną i wcale nie uważam, że mam zbyt wysokie wymagania 🙂
To prawda,- obecnie panuje wysyp książek, które obiecują wiele, a w zamian oferują jedynie rozczarowanie… 🙁
Jako nastolatka czytałam z wypiekami na twarzy „Pamiętniki Fanny Hill” i przyznam, że do dziś książka ta zajmuje szczególne miejsce w moim prywatnym, literackim rankingu. Z czasem oddałam serce „Sexusowi” Millera, choć trudno tu mówić o budowaniu podniecenia, raczej o pragnieniu doświadczania przygód 🙂 Podobnie miałam z dziennikami ukochanej Anais Nin. I tak, zgadzam się, o dobrą erotyczną powieść jest bardzo trudno. Najbardziej mnie mierzi ten poetycki, natchniony język autorek, gdzie cipka kobiety jest zatoką, a penis drakarem 🙂 (powstrzymam się od pokazywanie palcem). Zdecydowanie wolę tę drugą skrajność, reprezentowaną na przykład przez Bukowskiego w „Kobietach”.
O widzę, że dzięki Tobie moja lista książek do przeczytania znacznie się powiększy. Super – dziękuję!!! Sama pisząc teksty erotyczne napotykam na wiele trudności w próbie stworzenia obrazowych opisów. Bo zbytnia poetyckość bywa irytująca, ale i język obfitujący w same wulgaryzmy też jest nie do przyjęcia :/
Tia… moja wewnętrzna bogini…
Dosłownie na wymioty się zbierało jak to czytałem w Greyu po raz n-ty :/
A mnie „rozwalało” jej co chwilę rozpadanie się na miliony kawałków :p