Długo już jesteśmy w świecie swingu, a wciąż przeżywamy sytuacje, które nas zaskakują. To dobrze, bo człowiek wszak ciągle doświadcza czegoś nowego, ale niestety nie każde doświadczenia chce się pamiętać. I nasze ostatnie wolelibyśmy jak najszybciej zapomnieć.
Co jakiś czas stolica wzywa nas zawodowo. Przeważnie na krótko, zawsze intensywnie. Na szczęście z naszego miasta uruchomiono fajne połączenia lotnicze, więc nie trzeba tłuc się „ileś” godzin pociągiem, a potem słyszeć z megafonów opóźniony pociąg przyśpieszony… W każdym razie – cyku pyk i jesteśmy.
Coś się zmieniło
Chociaż nie planowaliśmy, to w miniony czwartek znaleźliśmy siły, by zajrzeć do Lavy na „Wieczór dla par”. Na wejściu przywitał nas Grzesiek i chociaż nasza znajomość kilka lat temu zaczęła się dość szorstko (jakby to dyplomatycznie ująć), to z ręką na serduchu – gęba nam się teraz uśmiecha, jak go widzimy. Wszyscy się zmieniliśmy na przestrzeni czasu. W jednych kwestiach człowiek wyluzował, w innych – nieco dystans zwiększył, ale dla nas bardzo istotnym jest fakt dobrej atmosfery od samego przekroczenia progu lokalu. Ostatnio tego nam cholernie brakowało, podchodząc do baru czuliśmy się jak petent w urzędzie, tylko do spraw monopolowych:
– Co pijesz?
– To, i to.
– Proszę.
Koniec rozmowy. Zero zajawki swingerskiego nastroju, a klimat przy barze często przekłada się na kontynuowanie znajomości w pokojach bardziej ku temu sprzyjających. A o Grześku możemy powiedzieć, że jest spoko gospodarzem. Takim, co przywita, pogada, poleje, a jak potrzeba, to pewnie i w pysk strzeli, chociaż ku radości, w takiej akcji nie musieliśmy go widzieć.
Zapal lampkę, zgaś lampkę
Odnośnie akcji, bo to przecież o tym ten tekst ma być…
Przy barze poznaliśmy parę. Ona spoko babeczka – miła, sympatyczna, atrakcyjna. On – aż nadto wygadany, trochę typ, co wszystko wie najlepiej, ale wydawało się, że do ogarnięcia. Z ich strony padła propozycja, że zapraszają nas na przeniesienie „rozmowy” w nieco prywatniejsze miejsce. Zdziwiłam się, gdyż ze zdań wymienionych przy barze z naszą przyszłą towarzyszką uciech, wynikało iż oni nie mają doświadczenia, i ogólnie była to ich czwarta wizyta w klubie. Zapaliła mi lampka ostrzegawcza, ale durna ja nie posłuchałam intuicji. Czemu? Nie wiem. Być może alko nieco przyćmiło rozum, ale mimo wszystko, zamykając za sobą drzwi do pokoju, powiedzieliśmy: grajmy w otwarte karty – na co sobie pozwalacie, czego unikacie? Odpowiedź – pozwalamy sobie na wszystko.
Akcja!
Skoro tak, to wszyscy przystąpiliśmy do działania. Ja, zwłaszcza z nią załapałam przyjemny kontakt w dotyku oraz pocałunkach. Z nim nie było źle, ale wybitnie też nie. Eryk zapytał się jej czy może wejść. Zapytał się też jego czy nie ma nic przeciwko. Sprzeciwu nie było. Dźwięk rozpakowywanego kondoma, bawimy się. Eryk się bzyka, ja jeszcze jestem na etapie pieszczot, ale czuję coraz większe spięcie u mojego partnera. Chcesz też? – pytam. Przytaknął, ale nastąpiła pewna niezręczność, gdyż gdzieś nam się zwieruszyły przyniesione prezerwatywy. Na co mój mąż gentleman, robiąc chwilę przerwy z wybranką wieczoru, powiedział że skoczy po gumki. Za dobrego chłopa sobie wybrałam, bo gdy wrócił, nagle gościowi coś się odkleiło. Facet ubzdurał sobie, że Eryk brał jego żonę bez zabezpieczenia. No idiota, kurwa. Różne sytuacje w życiu przerabialiśmy, ale seks bez prezerwatywy nie wchodzi absolutnie w grę. Bawmy się, ale bezpiecznie.
Eryk tłumaczy mu spokojnie, że jak wyszedł z jego kobiety, to zdjął kondoma. W końcu jak zaczynasz zabawę od nowa, to bierzesz też nową prezerwatywę. Przecież to jest oczywiste. Co on miał z gumką na fiucie pomykać do baru, by ścierać kurze ze stołków? (nie, kurzów nie było – tak dla sprostowania).
Ale kolesiowi odbiło na maksa. Mi się kazał zamknąć, do Eryka zaczął z łapami startować. Po rozmowie z Grzegorzem – wyszli. A mi się autentycznie płakać chciało. Bo nie dość, że ktoś próbował nam wmówić bezczelne zachowanie, to jeszcze sprawił, że najzwyczajniej poczuliśmy się źle.
Na następny dzień, rozkładaliśmy na czynniki pierwsze przebieg zdarzeń, próbując znaleźć przyczynę całego zajścia. Najbardziej szkoda nam jest tej dziewczyny, bo jeżeli to naprawdę było jej pierwsze doświadczenie, to nie zapamięta jego dobrze. A my lubimy być miłym wspomnieniem, do którego się rozkosznie wraca. Tym razem nie wyszło.
Na koniec, kilka przemyśleń:
- słuchaj intuicji – jeżeli podpowiada, że masz czegoś nie robić, to nie zagłuszaj tego głosu,
- jeśli nie czujesz się komfortowo w danej sytuacji, mów o tym otwarcie, zamiast robić „krzywe akcje” i krzywdząc wszystkich zaangażowanych w swingerski układ,
- nie udowadniaj sobie, że możesz więcej, bardziej. Najczęściej to mniej, znaczy lepiej,
- wycofanie się, to nie słabość, ani ucieczka. To znaczy, że znasz siebie,
- gdy emocje wchodzą w grę, rozum się chowa. Dlatego w kwestiach spornych, poproś o pomoc obsługę lokalu. Oni obiektywnie ocenią sytuację i będą wiedzieli, jak właściwie zareagować.
Czy to doświadczenie nas zniechęciło? Nie, ale z pewnością było tematem do rozmów oraz różnorakich przemyśleń. Jak to często podkreślamy – swing ma wiele twarzy. Żeby jak najlepiej poznać ten świat, trzeba zdjąć wiele masek…
Tekst: Luiza
Fot.: Tumisu/Pixabay
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/pulapki-swingu/
___
Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!
Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/
Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615
Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ
Instagram: https://www.instagram.com/swingwithme_blog/
Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog
Newsletter: https://swingwithme.pl/newsletter/
___
Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj:
Dziękujemy!