Site Loader

„Oszust z Tindera” to hit minionego tygodnia na Netflixie i nie tylko. Nie można było na spokojnie przeglądać sieciowych newsów, by nie natrafić na informacje o tym filmie dokumentalnym. Cała sieć wrzała od komentarzy, i to skrajnie różnorodnych. Czy z tej szumnej akcji można wyciągnąć jakieś wnioski?

„Oszusta z Tindera” obejrzeliśmy wspólnie z Erykiem w miniony weekend, lecz nie spieszyliśmy się z recenzowaniem. Chcieliśmy poczekać jak sytuacja się rozwinie względem wywoływanyc emocji oraz sensacji. A działo się sporo.

Księciunio

Jak przedstawić w skrócie sfilmowaną historię? Bardzo prosto. Otóż on – bogaty, przedsiębiorczy i ponoć przystojny (ponoć, bo to totalnie nie mój typ faceta). One – marzące o luksusowym życiu, o byciu choć przez chwilę księżniczką, o wystawnym mieszkaniu, w którym będzie mieszkała szczęśliwa rodzinka. Obietnice spełnienia pragnień kuszą, mamią i ogłupiają. Jeden przelot prywatnym samolotem, romantyczny wieczór i już BUM pojawia się miłość, a w uszach biją kościelne dzwony. Bajka. Ale nagle pojawiają się nieznani wrogowie atakujący księcia. Źli i niebezpieczni ludzie chcą zabić księciunia, lecz na ich drodze stają odważne księżniczki, krzyczące hola, hola. On jest mój. Ja go uratuję! Zamiast zarzucenia białej chusty na głowie, one przesyłają mu pieniądze, by bohater ich serca przetrwał i wrócił na ich łono.

ICH. Bo księżniczek było więcej. A pisząc dokładniej, to w zasadzie jedna była sponsorką drugiej. I, gdy jedna przelewała kasę na ratunek, księciunio wykorzystywał tę kasę na zagraniczne wojaże oraz imprezowanie u boku kolejnej królewny. Wraz z następnym zdobytym serduszkiem, załatwiał sobie fundusze na nieprzerwane życie w przestworzach luksusowej emancypacji.

W dokumencie zostały zaprezentowane historie trzech nieszczęśliwie zakochanych kobiet, lecz wiadomo, że gościu nabrał na swój urok znacznie więcej niewieścich serc. W sumie oskubał je na 10 milionów dolarów. Tak to można żyć.

Biedaczki/idiotki

No i teraz pojawiają się w sieci dwa obozy komentujących. Pierwszy – broni dziewczyn, mówiąc że to one są ofiarami, że to im powinno się współczuć, a skurwysyna za jaja powiesić. Drugi – nie zostawia na babkach suchej nitki, wytykając ich głupotę, naiwność oraz fakt, że poleciały na kasę.

Prawda, jak to prawda zazwyczaj jest gdzieś pośrodku. Od razu zaznaczam, że jestem tinderową dziewicą. Nigdy nie korzystałam z tej aplikacji do poznania kogoś, gdyż tego kogoś poznałam zanim powstał Tinder. Ale wiem na czym polega i jakimi prawidłami doboru partnerów/partnerek niektórzy się kierują. Zresztą, obserwowanie niektórych profili to czysta rozrywka. Te opisy, te zdjęcia, te obietnice… Aż prosi się tylko popcorn zrobić do tejże niecodziennej lektury. ALE! Znam też wiele par, które się dzięki tej aplikacji poznały i to nie na wyłącznie fizyczną konsumpcję, lecz na bycie ze sobą na dobre i na złe.

Dlaczego?

Skłamałabym, gdyby nie zdziwił mnie poziom irracjonalnych decyzji podejmowanych przez występujące w filmie kobiety. To natychmiastowe zakochanie, to bezgraniczne zaufanie było dla mnie totalnie niezrozumiałe. I ciężko nie odnieść wrażenia, że ta nagła miłość nie miała podłoża w wizji finansowego zaspokojenia. Mało tego, ta beztroska w przesyłaniu, w zasadzie nieznajomemu facetowi, danych wrażliwych, jak chociażby skan paszportu. A potem zdziwienie, że on wie gdzie mieszkam, gdzie pracuję, kim jest moja rodzina. No dżisas kurwa ja pierdolę.

W kwestii prywatności to ja mam bzika. Nikomu nie daję do ręki swojego dowodu osobistego, nie udostępniam bez pomyślunku swoich danych. Wiem, że w dzisiejszych czasach pojęcie prywatności praktycznie nie istnieje, wszak okazuje się, że Pegasus to nie tylko konsola do gier z dzieciństwa, ale do cholery – po co komuś ułatwiać pracę?

Nic się nie stało

A co teraz robi „Oszust z Tindera”, czyli Simon Leviev albo Shimon Hayut albo… (wstaw inny pseudonim) Powiadają, że ma się bardzo dobrze. W areszcie przesiedział wyłącznie za posługiwanie się sfałszowanym paszportem. Za finansowe machlojki nie odpowiedział, bo trzeba przyznać, że tinderowy szwindler zrobił wręcz po mistrzowsku. Nie pozostawiał po sobie śladów sugerujących, iż robi coś nielegalnego. Wszak to ktoś przelewał jemu pieniądze albo opłacał loty i inne rozrywki. Główka pracuje. Mój mąż stwierdził, że jemu to by się nie chciało tak kombinować. Pamiętać, jakie kłamstwa mówi się jednej kobiecie, a jakie drugiej, a jakie trzeciej. Ciągle być w stanie gotowości, ciągle pamiętać co jest rzeczywistością, a co tę rzeczywistość napędza. To musiało być kurewsko męczące.

Ofiary oszusta założyły w sieci zbiórkę, by spłacić zaciągnięte na kochasia długi i żeby mogły wrócić do normalnego życia. Z kolei Tinder podjął kroki, by ukrócić działalność rzekomego bogacza, zablokował mu konto i wydał oświadczenie:

„Przeprowadziliśmy wewnętrzne postępowanie i potwierdzamy, że Simon Leviev nie jest już aktywny na Tinderze pod żadnym ze swoich znanych pseudonimów.”

Koło się toczy

Ciekawym wątkiem, jest Peter, a dokładniej Piotr K. występujący w dokumencie jako ochroniarz Simona, będący ważnym ogniwem w przekrętach. Otóż pan Piotr zażądał od Netflixa opublikowanie na swojej stronie internetowej przeprosin o określonej treści, a także wypłacenia na jego rzecz kwoty łącznie 3 milionów euro – 2 miliony euro tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę w postaci naruszenia dóbr osobistych, takich jak wizerunek, dobre imię i renoma. Pozostały milion euro ma stanowić odszkodowanie, wynikające z braku możliwości dalszego wykonywania zawodu specjalisty ochrony osób lub mienia. Jak to się zakończy? Czas pokaże.

Simon zaś chwali się w necie następną dziewczyną i co chwilę zakłada na instagramie nowe oficjalne konta, na których fanek mu nie brakuje. Czemu kobitki nadal się nim interesują? Szczerze, nie znam odpowiedzi.

Mam jedynie nadzieję, że ów dokument choć trochę uświadomi w zakresie bezpieczeństwa w sieci, tym bardziej pod względem randkowania i nie oddawania swojego serca bezzwłocznie oraz bezwarunkowo. Wiem, że jak się kocha, to się ufa, ale na zaufanie należy sobie zapracować, a to najlepiej robi się w świecie realnym, nie wirtualnym.

Tekst: Luiza

PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/dlaczego-nie-chwalicie-sie-swoimi-zdjeciami/

___

Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!

Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/

Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615

Instagram: https://www.instagram.com/swingwithme_blog/

Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog

Newsletter: https://swingwithme.pl/newsletter/

___

Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dziękujemy!

Niech inni też się o nas dowiedzą :)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *