Site Loader

Byliśmy tam raz – wróciliśmy, bo czuliśmy, że chcemy poznać to miejsce. Byliśmy drugi raz – przekonaliśmy się, że to coś więcej niż klub. Pojechaliśmy tam po raz trzeci i wiemy, że jeszcze znów tam zawitamy. Berliński KitKat – to nie „balety”, to nie „swingers club” – to mieszanka zmysłów i wizualnych doznań.

Wysiadamy na stacji metra Heinrich Heine Strasse i już widzimy tę niesamowicie długą kolejkę, ciągnącą się niczym wąż wokół budynku. Idziemy, idziemy i końca na widać. Wreszcie jest.

To bezsensu – myślę w duchu. Przynajmniej dwie godziny stania. Przynajmniej!

Stoimy pięć minut, a wąż ludzi za nami się wydłuża i wydłuża. Mozolnie, acz systematycznie posuwamy się do przodu. Normalnie, gdyby był to akt miłosny to już dawno sił by brakło. Stanie w kolejce do KitKat to jednak niesamowite przeżycie. Jesteś wśród ludzi ubranych zwyczajnie, a także wśród tych kinkowych, emanujących swoją odwagą oraz pewnością siebie. Jeszcze inni mają pokaźnych rozmiarów torby i plecaki, by dopiero w środku przeobrazić się w swoje niezależne alter ego.

Czekamy. Zagaduję do młodych Irlandczyków stojących przed nami. Są zabawni. Lubię Irlandię, zostawiłam tam kawałek serca i mówię im o tym. Wzruszają się i już z Erykiem traktują nas jak swoich. Nagle do nowo poznanej grupy podchodzi selekcjoner.

Ile was jest? – pyta. Szóstka – odpowiada filigranowa dziewczyna. Nie, ósemka – natychmiast się poprawia i wskazuje naszą dwójkę. Ochroniarz podchodzi do Eryka. Pokaż co masz – mówi. Na co mój mąż wyciąga szereg gadżetów ukrytych w plecaku – połyskujący czernią płaszcz, pasek z ćwiekami, koszulkę z przetarciami w materiale, a nawet maskę gazową kupioną wcześniej na Aleksie. Byliśmy przygotowani, bo wcześniej wiedzieliśmy, jak wpasować się w klimat.

Ok. Chodźcie za mną – odpowiada szorstko selekcjoner i rwie do przodu nie patrząc za siebie.

I nagle w przyspieszonym tempie mijamy tych wszystkich ludzi, którzy cierpliwie czekają na wejście i z niedowierzaniem patrzą, jak to właśnie my przekraczamy upragniony próg wyzwolenia. Czujemy się jak dzieciaki w sklepie z cukierkami, z tą różnicą, że wystawę zamieniliśmy na słodkie wnętrze. Jak to się stało? Warto zagadywać do ludzi i złapać z nimi fajnie flow. I jeszcze jedna wskazówka – opłaca się być już przebranym lub mieć już założone jakieś drobne akcenty (np. obrożę itp.), czekając na wejście, bo wtedy jest szansa, że zostanie się zauważonym w tłumie i ominie się kolejkę. I jeszcze jedno – należy sprawdzić, jaki jest temat imprezy, kto jest dj`em, bo można być o to zapytanym. Ludzie z przypadku nie są wpuszczani i mimo, że niektórzy uznają to za minus to dość przemyślana selekcja daje poczucie zgodności z innymi uczestnikami zabawy oraz bardzo ważnego bezpieczeństwa.

Tak samo, ale inaczej

Wchodzimy. Od razu zauważamy zmiany. Niegdyś niepozorna szatnia, przeistoczyła się w olbrzymią przestrzeń na pakunki i okrycia przyniesione ze sobą.

KitKat to mały labirynt. Można się w nim zgubić, zwłaszcza jak się jest większą ekipą. Poznanych w kolejce Irlandczyków, w środku już nie spotkaliśmy. Wtopili się w ludzką masę, tak jak i my to zrobiliśmy. Idąc na główny parkiet, mijamy bar i masę kanap oraz sof dookoła niego. Jeszcze dalej jest przestrzeń z otwartym dachem i basenem. Ludzie siedzą dookoła niego, ciesząc się powiewami wiatru i mocząc stopy. Na razie nikt się nie kąpie. Na razie. Później znajdą się śmiałkowie, którzy rozkręcą basenową imprezę. Zaraz przy basenie, jest prysznic, z którego ciągle leje się woda. By wejść do basenu, należy wpierw obmyć pod nim ciało. Do basenu wchodzi się nago, bez wyjątku. Toż obok basenu, jest mała sauna. Tam też nagość jest wymogiem. Ale dla odkrywających w sobie dziecięce czasy nad basenem po środku jest też huśtawka, gdzie można okazać się w całej swojej pięknej krasie przed tolerancyjną i życzliwą publicznością.

Czujesz to?

Docieramy do głównego parkietu. Tłum tańczy, tłum się kołysze, tłum czuje. Muzykę, wibrację, wolność. Wchodzisz między ludzi i nikniesz. Zatapiasz się w niepowtarzalnej energii. W KitKacie muzyka jest jedyna w swoim rodzaju, nie do opisania, ale masz wrażenie, że ona wnika w najczulsze zwoje umysłu i rezonuje. Synapsy drgają. Widzisz więcej. Chcesz więcej. I to bez żadnych dodatkowych wspomagaczy. Jesteś ty, brzmienia i ludzie czujący te same drgania, co ty.

Potrzebujesz złapać powietrze. Siadasz na jednej z kanap i widzisz zejście do Raum Vier. Schodzisz. Tuż przy schodach jest mały zakamarek wypełniony materacami. Idziesz dalej. Na maleńkiej sofie, mężczyzna zanurza się między udami kobietami spijając nektar rozkoszy. Idziesz dalej. Pochylona kobieta zaspokaja oralnie mężczyznę, podczas gdy inna niewiasta polewa jej ciało woskiem. Idziesz dalej. Mężczyzna z dredami smaga floggerem pośladki swej uległej. Są czerwone, bardzo czerwone, a ona woła o kolejne baty. To ją spełnia. Idziesz dalej. Kobieta zaciska więzy na ciele dziewczyny. Mocno, nierozerwalnie. Skóra się napręża, lina ciągnie związane ciało w górę. Dziewczyna wisi. Długo wisi prezentując wyrafinowaną i przeszywającą sztukę shibari.

Chciałabym tego spróbować – mówię na głos. Ciekawe, czy kiedyś to zrobię – zastanawiam się w ciszy.

Gdzieś w innym kącie, kobieta dosiada mężczyznę. Jęczy. Pożądanie stopniowo przenika i nasze ciała. Każdy ma wybór. Niczego nie musi. Nie ma krępacji. Nie ma przymusu. To pozwala poczuć wolną wolę i odkryć nieznane.

Coś dla każdego

Idziesz dalej, aż dochodzisz do kolejnego parkietu. Muzyka bardziej latynoamerykańska, zaraz po niej black music. Mało ludzi tańczy, więcej rozmawia, delektując się większą przestrzenią dookoła. Wracasz. W międzyczasie zauważasz cielesne przetasowania. I niespodziewanie trafiasz na jeszcze inny parkiet, gdzie w klatce tańczy kobieta, a pomiędzy jej nogami wyłania się głowa mężczyzny ssąca jej cipkę. Ona tańczy, on ją liże. Odnajdują się w tym duecie. Na samym końcu parkietu, po schodkach jest niewielki areał przeznaczony do męsko-męskich uciech. Panowie nie rzucają się w oczy, szukając większej anonimowości. Nie są nachalni, tudzież niesmaczni. Są sobą w swoim świecie poznania. Wracasz na główny parkiet, zauważasz schody. Wchodzisz by ogarnąć wzrokiem pulsujący tłum. Obracasz się i widzisz, że nie tylko tłum pulsuje. Ludzie między sobą również. Zarówno na górze, jak i pod schodami są kanapy, gdzie goście bawią się sobą i ze sobą. Na górze jest też podwieszana huśtawka, kobieta ma związane nogi. Jej mężczyzna pilnuje by było jej dobrze. Jest lizana, jest jej przyjemnie. Ustawia się kolejka chętnych…

Co to za miejsce?

KitKat oficjalnie nie jest klubem swingerskim, choć jego wystrój i wyposażenie zachęcają, by przesuwać w nim erotyczne granice. Jest jednak bardzo ważne ALE! Tam nie ma dostępnych prześcieradeł, prezerwatyw, papierowych ręczników czy płynu do dezynfekcji, a higiena oraz bezpieczeństwo to są podstawy seksualnych uniesień. Zatem jak masz coś zrobić, zrób to mądrze, by później nie żałować chwili zapomnienia. Nie myślcie jednak, że jest to też miejsce gdzie na każdym rogu odbywają się orgie. W lokalu jest także niezliczona ilość miejsc, gdzie można usiąść, oddać się nieskrępowanym myślom czy po prostu pobyć w swoim intelektualnym świecie.

To, co obydwoje uwielbiamy w KitKacie, to niezwykły klimat, jaki tworzą ludzie. Czy wyobrażacie sobie, by w naszym kraju, w kolejce stojącej na ulicy, można było spotkać osoby stojące w samej bieliźnie albo z obrożą na szyi i podpiętą do niej smyczą? Przecież zaraz by się znalazła jakaś zawistna gawiedź straszącą krzyżem i widłami, broniącą ojczyzny przed „tęczową zarazą” i innymi ideologiami, jak to określają nasi rządzący. To nie ludzie, to ideologia. Tak się wypowiadają ludzie, którzy o życiu wiedzą tyle co chuj, który nigdy nie wynurzył się z rozporka. I to zapinanego na guziki, by trudniej było się wydostać. Przykre tom, jednakże prawdziwe.

Natomiast, pocieszające jest, że są na świecie miejsca, gdzie można poczuć się całkowicie sobą. Chcesz tańczyć? Tańcz. Chcesz się pieprzyć? Pieprz. Chcesz chodzić z korkiem w tyłku przypominającym psi ogon? Proszę bardzo. To jest twoje życie, twoje decyzje, twoje szczęście. Innym nic do tego.

Stańcie w tej cholernie długiej kolejce i odwiedźcie KitKat. Nie będziecie żałować, a to co tam zobaczycie i przeżyjecie będzie tylko wasze, gdyż w tym miejscu możecie być w pełni sobą.

Tekst: Luiza

PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/kitkat-hardcorowa-noc/

POSŁUCHAJ: https://open.spotify.com/playlist/2qSfj2xXBsa7vgrnq46aAb

___

Teraz Twoja kolej! Dołącz do naszej swingerskiej społeczności!

Facebook: https://www.facebook.com/SwingWithMeBlog/

Grupa na FB: https://www.facebook.com/groups/164573377243615

Discord: https://discord.gg/sthJtZnXfZ

Instagram: https://www.instagram.com/newswingwithme/

Zbiornik: https://zbiornik.com/Swing_with_me_blog

Newsletter: https://swingwithme.pl/newsletter/

___

Jeżeli masz ochotę wspierać nas w tym, co robimy – to możesz zrobić to tutaj:

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dziękujemy!

Niech inni też się o nas dowiedzą :)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *