„KOCHANEK IDEALNY” („ZOE”) – RECENZJA
Ach, jak ja ubóstwiam nadawanie w Polsce tytułów dla zagranicznych produkcji. Otóż tytuł „Zoe” będący imieniem głównej bohaterki przetłumaczono na „Kochanek idealny”. Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć jakimi zasadami kierują się rodzimi tłumacze? A może to odbywa się na zasadzie wyliczanki podczas kreatywnych burzy mózgów?
Misja inna niż wszystkie
Ale wróćmy do filmu. Zoe pracuje w firmie ponadstandardowej. To nie jest zwykłe korpo udające, że chce zbawić świat. Nie, to korporacja z misją uszczęśliwiania ludzi. Posiada trzy główne aspekty działania: ustalanie zgodności w parach i przyszłości związku wyrażanych w procentach, produkcji leku, po którego zażyciu ludzie czują się przez kilka godzin znów szaleńczo zakochani oraz tworzeniem syntetycznych ludzi, programowanych pod konkretną osobę, aby nikt nigdy nie czuł się już samotny. Przyznacie, iż to dość osobliwe obszary działalności, nieprawdaż?
Fikcja to czy rzeczywistość?
Zoe, przebywająca na co dzień w otoczeniu zakochanych par, sama pragnie skosztować miłości. Potajemnie podkochuje się w swym szefie o imieniu Cole. Pragnąc przejąć inicjatywę, sama poddaje się psychologicznej analizie na komputerowym programie, by przekonać się czy coraz silniej tlące się uczucie, ma szanse na powodzenie. Otrzymany wynik okazał się być niemałym zaskoczeniem.
Jak zwykle nie chcę zdradzać Wam szczegółów fabuły, co nie jest łatwym zadaniem. Bo taka recenzja bez recenzji. Z pewnością nie będzie to film akcji, z dynamicznymi scenami. Reżyser Drake Doremus postawił na przedstawienie zawiłości relacji międzyludzkich, jak i tych pomiędzy ludźmi a sztuczną inteligencją. Być może ów wielowątkowość dla niektórych będzie wręcz drażniąca, a główni bohaterowie nieco bez wyrazu, ale mi się film podobał. Pewnie dlatego, że lubię łączenie futuryzmu z rzeczywistością, tym bardziej, że przy galopującym postępie technologicznym, w pewnej chwili człowiek się zastanawia czy takie rozwiązania już istnieją czy powstaną za chwilę. Wizje przyszłości mieszają się z potrzebami teraźniejszości.
Zadurzenie na zawołanie
Szczególnie zaintrygował mnie wątek ze wcześniej wspomnianym lekiem wywołującym zakochanie. Samotność jest często określana jako choroba XXI wieku. Ludzie tak bardzo chcą się z kimś związać, że aż tego się boją. Poczucie osamotnienia wyzbywa ich umiejętności okazywania uczuć, zaś zagubienie tłumione jest przez chwilową, i przypadkową bliskość. Nie liczy się kim jest dana osoba, ważne że jest. Wszak po tabletkach wszystko wygląda piękniej. Wiek, wygląd, osobowość – to idzie w odstawkę. Najważniejszym jest połączenie się cielesnych powłok. Sekundy uniesienia są dopalaczami na kilka następnych godzin. Tylko później puste ściany przytłaczają z podwójną mocą, a kołdra wydaje się być ciężarem nie do podniesienia. Aż do wieczora i łyknięcia kolejnej pigułki…
Czy „Kochanek idealny” przypadnie Wam do gustu? Być może dojrzycie w jego przekazie podwójne, nieoczywiste przesłanie. Albo będziecie chcieli go wyłączyć po pierwszych trzydziestu minutach. Myślę jednak, że warto dać mu szansę 😉
Zobaczcie zwiastun:
Tekst: Luiza
PRZECZYTAJ: https://swingwithme.pl/ona-recenzja/